Piętnastego późnym popołudniem z Katowic odbieramy Paulinę i wyruszamy do Austrii w Alpy Stubajskie na trekking. Plany mamy ambitne, a co da się zrobić to jak zwykle zweryfikuje pogoda i kondycja.
Alpy Stubajskie położone są pomiędzy doliną Ötz i doliną Wipp z przełęczą Brenner/ Brennero.
W czwartek rano po całonocnej jeździe przyjeżdżamy do Nederu, wsi położonej w dolinie Stubaj. Nasze plany oparliśmy o tzw. Stubajską trasę wysokogórską, tylko my ją rozszerzyliśmy o wejścia na poszczególne szczyty. Na płatnym parkingu Zegger zostawiamy samochód i po krótkim odpoczynku zabieramy nasze plecaki, a są cholernie ciężkie i ruszmy na szlak.
Maszerujemy pod górę doliną Pinnistal, nad którą wznoszą się skalne ściany Kirchdach Spitze. Pierwszym naszym celem jest Innsbrucker Hütte, schronisko położone na wysokości 2369, wynika z tego, że mamy do pokonania „tylko” 1400 m przewyższenia. Pogoda jest wzorcowa, słońce daje równo.
Mijamy po drodze (na nasze szczęście) kilka bacówek, w których uzupełniamy płyny (lokalne knajpki górskie). Pierwszą jest Herzebner Almwirt (1338 m). Chwilę odpoczywamy i spożywamy zimne napoje. Ruszmy dalej i mijamy kolejną knajpkę Issenangeralm (1380 m), tu się nie zatrzymujemy ponieważ jest zbyt blisko pierwszej. Powyżej Pinnis Alm naszym oczom ukazuje się potężny szczyt Habichtu (3277 m).
Kolejną bacówką z lokalnymi napojami i posiłkami jest Alpangasthaus „Pinnis” (1550 m). Tu robimy sobie dłuższą przerwę, bo jak pisałem wcześniej słoneczko świeci cudnie, a my czujemy zmęczenie po nie przespanej nocy. Po odprężających 30 minutach podążamy dalej i zbliżamy się do końca doliny, gdzie stoi ostatnia bacówka – Karalm (1737 m).
Stąd podchodzimy licznymi serpentynami na Pinnisjach (2370), wąski przesmyk pomiędzy doliną Pinnistal, a Gschnitztal.
Schronisko jest trochę poniżej przesmyku u podnóża Habichta, a Ilmspitze. Po około 5 godzinach dochodzimy do schroniska Innsbrucker Hutte (2369 m).
Po zakwaterowaniu i dobrej kolacji udajemy się na spoczynek. A muszę zaznaczyć, że prysznic z gorącą wodą można wziąć za 1 euro na 30 sekund. Dziewczyny były ”bardzo” zadowolone zwłaszcza z tych 30 sekund. W schronisku jest komplet gości, my śpimy w zakątku „Gąski”, 3 osobowe łoże mamy. W obiekcie jest bardzo słaba informacja o prognozach pogody na kolejne dni. Z gazetki dowiedzieliśmy się, że jutro do południa ma być względna pogoda, później ma padać deszcz. W planach mieliśmy zdobycie Habichta (5 h) i przejście z Innsbucker Hütte do Bremer Hütte kolejne siedem godzin. Idziemy spać, rano zdecydujemy co robimy dalej.
Kolejny dzień wita nas mgłą. Postanawiamy zdobyć Jastrzębią Górę – Habicht( 3277 m). Po śniadaniu wychodzimy na dobrze oznakowany szlak, który prowadzi najpierw skalistym terenem, potem łatwą wspinaczką przez rumowiska skalne.
Następnie pokonujemy pozostałości po lodowcu i przed nami pozostał ostatni odcinek trasy.
Ściana skalna, która jest zabezpieczona linami.
Tak osiągamy szczyt, na którym stoi metalowy krzyż. Spędzamy kilkanaście minut na kulminacji skąd podziwiamy widoki na otaczające górę szczyty.
Wracamy do schroniska tą samą drogą. Podejmujemy decyzję, że śpimy jeszcze jedną noc w Innsbucker Hütte, a rano (ze względu na prognozy pogody) schodzimy do Nederu.
Po zejściu do parkingu jedziemy do Neustift im Stubaital, gdzie w informacji turystycznej sprawdzamy pogodę na kolejne dni. Prognoza w południowo-zachodniej części Alp Stubajskich jest zachęcająca w wyniku czego postanawiamy zaatakować najpierw najwyższy szczyt – Zuckerhütl (3507).