Spacer po Masywie Lesistej Wielkiej – 15.07.2018


W niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę w Górach Wałbrzyskich, a dokładniej w dawno nie odwiedzane pasmo Lesistej Wielkiej. Wychodzimy spod pensjonatu „Eden” (Kowalowa) i poboczem krajowej drogi nr 35 maszerujemy do Mieroszowa. Mijamy po drodze dwa miejsca pamięci z II wojny światowej.

Trasa nasza wiedzie przez rynek Mieroszowa, który otoczony jest urokliwymi  kamienicami, chociaż samo jego centrum specjalnie nie zachwyca.

Dalej podchodzimy na Górę Parkową, której jedną z atrakcji jest wieża widokowa. Drewniana wieża swoim kształtem nawiązuje do ambon myśliwych.

Panorama z tarasu widokowego rozpościera się na Karkonosze, Góry Stołowe, Kamienne i Broumovskie Ściany.

Wspomniana góra jest miejscem odpoczynku i rekreacji dla mieszkańców Mieroszowa i turystów. Idziemy leśną „Aleją Zakochanych”

i po kilku minutach dochodzimy do pomnika, który przedstawia matkę trzymającą poległego syna. Pomnik postawiony jest dla uczczenia pamięci poległych żołnierzy w I wojnie światowej i stoi tu, gdzie znajdują się groby żołnierzy.

Obok rzeźby pochowani są oficerowie. Kilka metrów dalej jest zadaszona estrada, siłownia zewnętrzna, trasy rowerowe, ścieżki spacerowe i ławki.

My podążamy ścieżką przez Kościelną Górę do żółtego szlaku.

Przechodzimy obok obeliska upamiętniającego 50 tą rocznicą Polskiego Związku Łowieckiego i polną drogą idziemy do granicy lasu.

Wchodzimy w masyw Lesistej Wielkiej. Lasy obrodziły w runo leśne. Krzaki malin i jagód pełne są owoców. Sama przyjemność (smakowa) podążać tym szlakiem, chociaż czas wejścia na szczyt dłuży się.

Lesista jest rozległym pasmem wyróżniającym się niemal płaską powierzchnią wierzchowinową. Zalesiony grzbiet pozbawiony jest walorów widokowych. Na kulminacji znajduje się zadaszona wiata z ławkami, miejsce na ognisko i drogowskaz ze szlakami.

W planach jest budowa wieży widokowej i jak tylko stanie na szczytowej polanie to z przyjemnością zdobędziemy ją. Odpoczywamy chwilę, bo nasza sunia zbuntowała się  sugerując, że jest czas na sjestę.

Uzupełniamy płyny i ruszamy w drogę do Kowalowej. Za czerwonymi znakami schodzimy naszym ulubionym źlebem (zawsze nim podchodzimy, a bardzo rzadko schodzimy) do samochodu.

Muszę zaznaczyć, że zebrane malinki nie miały robaczków, co skrupulatnie sprawdziła Dorotka. Były tak słodziutkie, że nie ma słów żeby opisać ich smak.