Pieniny Spiskie – dzień siódmy


W niedzielę rano żegnamy Beskid Niski. Jedziemy na zachód i postanowiliśmy zahaczyć o Pieniny. Wielokrotnie bywaliśmy w małych i właściwych Pieninach, ale nigdy w spiskich. Zdecydowaliśmy, że w drodze powrotnej do domu przejdziemy nie długi szlak Pienin Spiskich i zwiedzimy zamek w Czorsztynie (zawsze brakowało czasu by zawitać w mury starej warowni).  Hombaraki , bo tak też zwane są przez miejscowych to malownicze pasmo górskie, które ciągnie się przez 14 km między Jeziorem Czorsztyńskim i przełomem Białki. Główny grzbiet leży między Niedzicą, a Dursztynem.  Na początku chcieliśmy wycieczkę rozpocząć właśnie z Niedzicy. Jednak nie mogliśmy znaleźć transportu powrotnego z Dursztyna. Jedziemy więc do Łapsze Niżnych starej wsi leżącej w dolinie Łapszanki pod Przełęczą Trybską.

Zostawiamy samochód na parkingu przy kościele. Idziemy za żółtymi znakami delikatnie pod górę asfaltową drogą do krzyżówki szlaków. W prawo prowadzi trasa rowerowa do Niedzicy, w lewo do Dursztyna, my dalej prosto. Mijamy ostatnie zabudowania wsi. Skręcamy w prawo. Po niedługim czasie wychodzimy na rozległe łąki. Otwierają się przed nami widoki m in. Trzy Korony.

Droga obchodzi „Łapszańską Ostoję”- gospodarstwo agroturystyczne. Maszerujemy do granicy lasu, następnie do Przełęczy Przesła (675 m), gdzie stoi szlakowskaz.

Teraz czerwony szlak będzie nam towarzyszyć  do końca wycieczki. Za przełęczą leśnym duktem idziemy w kierunku zachodnim. Przechodzimy przez Pastwisko Wapienne (obszerne łąki) i podchodzimy na grzbiet, który stopniowo zwęża się tworząc strome urwiska. Mamy po drodze okna widokowe przez, które spoglądamy m in. na zalew Czorsztyński. I tak zdobywamy górę  Żar 883 m.

Szczyt leży w środkowej części Pienin Spiskich, w głównym grzbiecie. Na kulminacji króluje mini wieża, z której widoki są tylko na jedną stronę, na pasmo Gorców i wspomniany zalew Czorsztyński.

Kilka fotek pstrykamy, uzupełniamy płyny i maszerujemy dalej wąską granią  zbudowaną z wapieni rogowcowych, które opadają stromo do dolin. Znaki prowadzą ścieżką obok wapiennych skałek – punkty widokowe.

Na chwilę zatrzymujemy się przy „Dziurze Mutiego” – dość głęboka szczelina wśród skał. Trzeba uważać, żeby nie przegapić znaku, bo szlak nagle schodzi w dół źlebem do doliny.

Cieszymy się, że wczoraj nie padało, bo dopiero by była jazda. Stromizna jest znaczna. Zdecydowanie było by lepiej tędy podchodzić. Po pokonaniu tego „nieprzyjemnego” odcinka szlaku wychodzimy z lasu na ubitą drogę, która prowadzi do Dursztyna. Mamy przed sobą widok na jurgowskie hale.  Jak przeczytaliśmy w opisie istniało tu osiedle zw. Jurgowskimi Stajniami. Ziemie te należały do górali z pobliskiego Jurgowa.

Po dawnym pasterskim osiedlu praktycznie nic nie pozostało. Jedynie pośród łąk stoi jedno gospodarstwo. Idę do bacówki z nadzieją, że kupię bunca, chociaż żadnej pasącej się owieczki  nie było widać. Niestety sera nie było. Dowiedziałem się, że jest po sezonie.

Idziemy polną drogą do zabudowań, które  przed nami widać. Dursztyn to malowniczo  położona wieś w siodle pomiędzy pienińskimi szczytami polskiego Spisza.

W centralnym miejscu stoi tu kościół p.w. Jana Chrzciciela z lat 80 tych ubiegłego wieku na miejscu dawnej kaplicy, zamknięty chociaż była niedziela.

Wracamy drogą rowerową przez Dunianówkę do samochodu. Krajobraz pienińskich wzniesień, zielone łąki, szpiczaste zalesione góry i majaczące Tatry, które nie chciały ukazać się nam w pełnej krasie (były zamglone) towarzyszyły nam do Łapszna.

 

I tak jak pisałem wcześniej chcieliśmy zatrzymać się w Czorsztynie. A tu przeżyliśmy szok. Parkingi pozajmowane, ludzi jak mrówek, co robić trzeba było jechać dalej. Zamek znowu musi poczekać.