Drabina Wałbrzyska – dzień czwarty


Przyjeżdżamy rano do Szczawna Zdrój. Uzdrowisko leży w dolinie potoku Szczawnik, na krawędzi Pogórza Wałbrzyskiego i Gór Wałbrzyskich. Idziemy pod pijalnię wód, gdzie znajduje się drogowskaz szlaków.

Pięknie wyglądają skąpane w porannym słońcu: deptak, wspomniana pijalnia wód, hala spacerowa, czy teatr zdrojowy. I ten brak ludzi, co za spokój. Poświęcamy chwilę na zrobienie fotek, bo nie pamiętam kiedy byliśmy sami na deptaku.

Następnie wychodzimy na szlak i nasze kroki kierujemy do wsi Struga. Po drodze okazale prezentuje się nam  Chełmiec (za kilka godzin będziemy stać na jego szczycie).

Mijamy Pomnik Ułanów. Postument upamiętnia bitwę z 14 maja 1807 r.  gdzie naprzeciw siebie stanęły wojska pruskie oraz siły koalicji napoleońskiej, w których główną rolę odegrali polscy ułani.

Struga jest to łańcuchowa wieś położona wśród zalesionych wzniesień Pogórza Wałbrzyskiego w okolicach Trójgarbu, dokąd prowadzi niebieski szlak. Ozdobą niewielkiej wsi jest zespół pałacowy z XVII-XIX wieku rodu Czettritzów.

Znaki wiodą nas przez wieś, następnie polem przekwitłego rzepaku (szkoda, że nie byliśmy tu w maju, „utopilibyśmy” się  w żółtych kwiatach).

Dalej łąką, skąd mamy widoki m. in. na wspomniany Chełmiec.

Zdobywamy Węgielnika

i Modrzewca.

Objadamy się poziomkami, których jest tu pełno.

Uwagę też naszą zwróciły powyginane szyszki. Ciekawe zjawisko, może ktoś wie co się z nimi dzieje, że tak się wyginają.

I przez Lubomińskie Siodło osiągamy Trójgarb kolejny szczebel, z kilku na dzisiejszej wycieczce.

Wzniesienie ma trzy wierzchołki (778, 757, 738 m) i leży w paśmie Gór Wałbrzyskich. Najwyższą kulminację od 2018 r. wieńczy dość charakterystyczna 27,5 m wieża widokowa.

Pięć tarasów widokowych zawieszonych na różnych wysokościach daje możliwość podziwiania efektownej panoramy na 360 stopni. Widać z nich m in. Góry Wałbrzyskie, Masyw Ślęży, Rudawy Janowickie czy Karkonosze.

Ze względu na wczesną porę na szczycie było tylko kilka osób. Z przyjemnością w ciszy zjadamy śniadanie.

Wiata, miejsce na ognisko, stoły z ławami dają możliwość biesiadowania na górze, dlatego Trójgarb jest tak często odwiedzany. Znaki informują nas, że kolejny szczebel zdobędziemy po 2 godzinach marszu.

 

Po zejściu z góry podążamy poboczem drogi nr 376,

następnie duktem leśnym. I znowu pojawiają się poziomki, które znacząco opóźniają nasze wędrowanie. Nie sposób nie zatrzymać się, kuszą niesamowicie, dojrzałe i słodziutkie smakują rewelacyjnie. Dorotka śmieje się, że zaraz jakiś poemat napiszę na ich temat.

Dlatego wracam do opisu szlaku, który w końcowym odcinku (zielony) dość mocno pnie się do góry.

Wdrapujemy się na  Chełmiec (851 m) delikatnie przed zadeklarowanym na szlakowskazie czasie. Na górze jesteśmy około 11 ej. Ludzi jak mrówek. Szczyt góry zajmuje wybudowana w 1887-1888 r. kamienna wieża widokowa z przynależnym do niej budynkiem, który kiedyś pełnił funkcję gospody i schroniska.

Dwa maszty telekomunikacyjne i 45 m. krzyż milenijny.

Znajduje się też zadaszona wiata turystyczna oraz palenisko ze stołami i  ławami.  Robimy zdjęcia, uzupełniamy płyny i ruszamy dalej w trasę. Schodzimy niebieskimi znakami przez Chełmiec Mały (776 m) do Boguszowa Gorce. Po wyjściu z lasu odsłania się widok na dwuwierzchołkowe pasmo Mniszka i Boreczną (leżą w Masywie Chełmca), kolejne szczeble.

Przechodzimy przez drogę i ścieżką przez łąkę docieramy do granicy lasu. Szlak prowadzi nas stromym podejściem na Mniszka (704 m). Obecnie na wzgórzu stoi spalona wiata.

Po drugiej stronie resztek wiaty w pokrzywach po pas znajduje się przybita do drzewa tabliczka z nazwą góry.

Przed wojną Mniszek tętnił życiem, w 1901 r. wybudowano tu restaurację, przy której znajdowała się 19 m. drewniana wieża widokowa. W 1902 r. dobudowano muszlę koncertową, a kilka lat później kręgielnię. Dobrze zagospodarowane wzgórze dziś świeci pustką i tylko resztki fundamentów, opisy, czy zdjęcia przypominają o jego świetności. Ostatnim szczeblem drabiny jest Boreczna (710 m). Z Mniszka należy zawrócić się i kierować na sąsiednie wzniesienie. Kiepsko oznaczony jest ten odcinek drogi. W zaroślach nie sposób znaleźć kulminacji. Dochodzimy dokąd pozwalają nam krzaki jeżyn i tak zdobywamy górę.

Schodzimy po odnalezionych znakach w dół. Dość wartko wytracamy wysokość.

Po drodze mieliśmy przyjemność wędrować z ptaszkiem, który przez kilka metrów towarzyszył nam „biegnąc” przed nami.

 

Przygodę z Drabiną Wałbrzyską kończymy na dworcu Boguszów-Gorce Zachód.

Po skończeniu czterodniowej wycieczki, naszła mnie taka refleksja, zresztą nie raz już o tym pisałem, że przed wojną Góry Wałbrzyskie, jak i Sudety były bardzo dobrze zagospodarowane. Doceniano ich walory turystyczne i krajobrazowe. Na wybitnych wzniesieniach budowano różne obiekty, wieże widokowe, gospody czy schroniska. Niestety do naszych czasów bardzo mało ich przetrwało. Zdjęcia, pocztówki, czy pozostałości po budowlach (resztki fundamentów, stosy kamieni) to pamiątki tamtych czasów. W lokalnych gazetach często pojawiają się artykuły, że są plany odbudowy obiektów, które „zdobiły” poszczególne szczyty wzgórz czy gór. W niektórych miejscach udaje się to, w innych nie, bo po prostu nie ma na to funduszy. Pamiętamy czasy jak np. Jałowiec, Borowa czy Trójgarb nie były często odwiedzane, dopiero wybudowane platforma i wieże spowodowały, że turystyka ożywiła się na tych szczytach. Z dużą ciekawością śledzimy wiadomości, które od jakiegoś mówią, że na Wzgórzu Gedemina jest plan (dość zawansowany) odbudowania wieży. Oczywiście czas pokaże na ile owe plany zostaną zrealizowane. Jeszcze nie tak dawno na Stożku znajdowała się mini wieża, która zachęcała do zdobycia góry. Wspomnę też o Ptasiej Górze i o Mniszku, na których też stały wieże.

Ogólnie Drabina Wałbrzyska jest fajnym projektem, dla osób, które chcą poznać stożki Gór Wałbrzyskich. Proponuje ona najbardziej strome podejścia na każdy ze szczytów. Można poszczególne kulminacje zdobywać wchodząc tylko na nie, lub zaplanować trasy i przejść tzw. pętelkę. My na szczytach gór wymienionych w spisie byliśmy po kilkakroć, jednak w takiej konfiguracji pierwszy raz. Udało nam się też przejść nowy szlak – czarny z Borowej. Pogodę przez te cztery dni mieliśmy tropikalną, co wcale nie ułatwiało nam drogi. Góry Wałbrzyskie pomimo niewielkich wysokości potrafią zmęczyć niejednego piechura. Spacer po nich to ciągłe pochodzenie i schodzenie, taka sinusoida, góra, dół, góra, dół.