Tegoroczny urlop planowaliśmy spędzić w Austrii, dokładniej w Alpach Tuxertalskich . Jednak po namyśle, że i tak w wyższe partie gór z naszą sunią nie pójdziemy, zaczęliśmy szukać alternatywy, coś bliżej. Padło na Niżne Tatry. Nigdy tam nie byliśmy, tereny nam zupełnie nie znane, aczkolwiek coś niecoś o nich słyszeliśmy. Szybko więc zamówiłem mapę owych Tatr i dość wartko znalazłem nocleg na tydzień. Ciekawi i pełni werwy ruszyliśmy na podbój Niżnych Tatr. Niżne Tatry jest to pasmo górskie Karpat w pełni położone na terytorium Słowacji. Piękny i rozległy masyw ciągnie się na przestrzeni około 80 km. Dzieli się na dwie części: zachodnie – Ďumbierskie Tatry, które są wyższe oraz wschodnie, nieco niższe, bardziej zielone – Kráľovohoľské Tatry. Na całym obszarze Tatr znajdują się tylko trzy schroniska i to w zachodniej części pasma w bezpośrednim sąsiedztwie głównej grani. We wschodnim odcinku wędrówkę ułatwiają bezobsługowe i bezpłatne schrony tzw. utuliny. Tyle dowiedzieliśmy się z przewodnika. My będziemy wędrować po zachodniej części wspomnianych gór. Jedziemy do Liptovský Mikuláš gdzie w jednej z jego dzielnic mamy zarezerwowaną kwaterę. Dawniej wieś, dzisiaj Demäntová pełni funkcję bazy noclegowej dla odwiedzających Dolinę Demänovską turystów, a w zimie narciarzy. Po przyjeździe i samo zakwaterowaniu
(kluczyk czekał na nas na parapecie okna) oglądamy okolicę, a dokładniej szukamy sklepu. Jak się okazało mini centrum mieliśmy w zasięgu kilku minut drogi. Wracamy do pokoju i planujemy wycieczkę na jutrzejszy dzień. Wybieramy Demanovską Górę, nie wysoki szczyt położony w północnej części Niżnych Tatr. Na rozruszanie jak w sam raz. Rano po szybkim śniadaniu jedziemy kilka km na parking umiejscowiony w Dolinie Demänovskiej skąd prowadzą żółte znaki. I od razu systematycznie najpierw obok domków do wynajęcia,
następnie leśną ścieżką
wspinamy się coraz wyżej.
Szlak omija szczyt, trawersując go po zachodniej stronie.
Można jednak wejść na kulminację. Jest wyznakowane szczytowe podejście (ok. 20 m) przy krzyżówce szlaków.
Demänovská Hora (1307 m) zbudowana jest ze skał wapiennych
i porośnięta lasem. Na południowo-zachodnim stoku znajduje się rozległa polana z oznakowaniem
w postaci krzyża z nazwą góry i wysokością.
Tego dnia niestety mgła będzie przysłaniała nam widoki.
Przeganiana przez wiatr bawiła się z nami w chowanego.
Raz coś pokaże, raz zasłoni. Udaje nam się spojrzeć m in. na Kotlinę Liptowską i wierzchołki Zachodnich Tatr.
Po chwili odpoczynku wracamy do krzyżówki i maszerujemy dalej
przez Ilanovské Sedlo (1253 m)
do kolejnego
siodła Machnaté (1450 m).
Przechodzimy tu na niebieskie paski. Wiodą one do Demanowskiej Jaskini Wolności. Idziemy teraz
dość przyjemnym odcinkiem szlaku.
Pojawiają się skały
i prześwity na zachodnią część Niżnych Tatr.
Trasa okazuje się dłłługa, a zejście strome.
I jak przekonamy się w kolejnych dniach będzie to norma.
Przy jaskini
byliśmy kilka minut po 16 ej i niestety o te kilka minut spóźniliśmy się. Nici ze zwiedzania. Wszystko pozamykane na amen.
Wracamy wzdłuż strumienia
(ponad 4 km) do samochodu. Po drodze zachodzimy na słowackie przysmaki.
Objedzeni, trochę zmęczeni wieczór spędzamy m in na studiowaniu mapy. Dzisiejsza trasa to 18,7 km i 1100 m przewyższenia.
Jadąc w Niżne Tatry mieliśmy w planach przede wszystkim zdobycie Ďumbiera i Chopoka. Decydujemy z Dorotką, że na pierwszy rzut idzie Chopok. Kolejnego dnia udajemy się do największego ośrodka sportów zimowych na Słowacji – Jasnej.
Położony w samym sercu Parku Narodowego Tatry Niżne u podnóży Chopoka ośrodek tętni życiem. To znaczy prowadzone są tu na dużą skalę prace budowlane. Turyści, robotnicy, porozstawiane maszyny, wykopy itd. tak wygląda obecnie Jasna. Udaje nam się znaleźć o dziwo darmowy parking, na którym zostawiamy samochód. Odnajdujemy niebieskie paski i na początku przy wtórze maszyn maszerujemy przed siebie. Akompaniament kończy się gdy wchodzimy na kamienistą trasę narciarską.
I jak poprzedniego dnia mamy widoki okraszone mgłą,
która co chwila odsłania grzbiety gór okalające dolinę.
Mozolnie krok po kroku podchodzimy do góry nabierając wysokość z nadzieją, że im wyżej tym będzie lepsza widoczność. Na szlaku spokój, kolejka jeszcze nie działa więc idziemy wsłuchani we własne oddechy. Przechodzimy odcinek lasu,
strumień
i kamienistą drogą
pośród kosówki, niezliczonymi zakosami
osiągamy pośrednią stację kolejki Luková ( 1670 m).
Budynek, w którym znajduje się restauracja był zamknięty.
Przysiadamy więc na murku i uzupełniamy płyny. Trochę nas zaniepokoiło, że jesteśmy dopiero na tej wysokości, a wagoniki już ruszyły. Zdajemy sobie sprawę co będzie działo się na górze. Przed nami jeszcze ponad 300 metrów wysokości do pokonania. Zbieramy się wartko w dalszą trasę. Dorotka dostała jakiegoś spida bo wydarła do przodu niesamowicie. Podążamy krętą i stromą ścieżką.
Widzimy przed sobą kamienisty szczyt Chopoka i górną stację kolejki linowej.
Patrząc na zegarek to odcinek od Lukovej pokonaliśmy w ekspresowym tempie. Stajemy przy Rotundzie i o dziwo przez chwilę nikt z niej nie wychodził. Dobry czas na zdjęcie.
Właściwy wierzchołek Chopoka (2024 m) zbudowany jest z głazów. Pod nim usytuowane jest schronisko „Kamienna Chata”.
Po kilku minutach osiągamy cel naszej dzisiejszej wycieczki. Do zrobienia zdjęcia pod krzyżem trzeba było ustawiać się w kolejce co też uczyniliśmy.
Szalejąca mgła nie pozwoliła nam podziwiać widoków.
Na wschodzie powinien majaczyć sylwetka Ďumbiera, kolejna góra do zdobycia. Przez chwilę przeszła nam myśl żeby przejść szlakiem grzbietowym na niego, przecież to nie daleko.
Tylko po co, żeby go tylko zaliczyć, tak bez żadnych widoków. Myśl zdobycia Ďumbiera dzisiaj odeszła tak szybko jak przyszła. Jutro lub pojutrze wdrapiemy się na niego, nic straconego. Teraz koncentrujemy się na domknięciu pętelki, czyli powrocie do Jasnej.
Robimy małe zakupy w chacie, zjadamy posiłek bo to odpowiednia pora i ruszamy na zachód.
Zostawiamy za sobą kopułę Chopoka.
Idziemy głównym grzbietem Tatr Niżnych (czerwony szlak)
przez Dereše (2004 m),
znajduje się tu sporo kamiennych kopczyków,
sam szczyt to sterta głazów.
Za kulminacją kończy się kamienny chodnik,
a szlak przechodzi w górską ścieżkę,
którą obniżamy się. Spoglądamy ostatni raz na Chopoka.
Wędrujemy do Sedla Poľany (1837 m).
Jest to spłaszczony wierzchołek Poľany (1890 m).
Zbocza grzbietu zachwyciły nas kolorem traw,
które miały już jesienne kolory.
Widokowo był to bardzo przyjemny odcinek trasy. Po drodze spotkaliśmy kilka kamiennych serduszek mniemamy, że pozostawił je zakochany turysta.
Przy siodle zmieniamy kolor znaków na żółte.
Rozpoczęło się schodzenie w dolinę Zadná Voda.
Początkowo zakosami,
a później prosto w dół.
Masakra, zejście długie,
część po żwirkowym podłożu, dalej mokre głazy, które wymuszały na nas zachowanie optymalnej uwagi. Dały nam w kość gorzej niż podejście na Chopoka. I tylko płynący wzdłuż szlaku strumień zagłuszał wypowiadane nie raz epitety.
Przy krzyżówce Tri Vody – 1370 m.
łapiemy oddech i maszerujemy do Jasnej
obok zbiorników wodnych.
Wracamy na kwaterę. Wycieczka miała 13 km i około 1000 m przewyższenia. Cdn.