Świąteczne wędrowanie po Górach Sowich 1


Święta Wielkanocne staramy się z Dorotką spędzać aktywnie, dlatego z przyjemnością przyjęliśmy zaproszenie od Mariusza na świąteczne wędrowanie po górach. W sobotę jedziemy do Kamionek. Dawna wieś, obecnie dzielnica Pieszyc położona jest w dolinie potoku u podnóża Gór Sowich. Na miejscu spotykamy się z Mariuszem, Lidą, Szymonem, Joanną, Tadziem, Ulą i Jackiem, którzy na nocleg wybrali willę Wilinianka.

Jacek zaproponował spacerową trasę przez okoliczne, malownicze wzniesienia i góry. Pierwszym przystankiem na dzisiejszej wycieczce jest Smocza Jama, położona nad zabudowaniami Kamionek.

Warto wspomnieć, że obszar Kamionek związany był min. z sowiogórskim górnictwem. Najstarszą potwierdzoną kopalnią Gór Sowich była kopalnia św. Eliasza, jej datowanie to rok 1309. Wracamy do Smoczej Jamy, która usytuowana jest na wysokości 480 m, na zachodnim zboczu grzbietu łączącego góry Błyszcz i Kawka. Eksploatowano w niej wapień i serpentynit. Jest największą sztolnią w okolicy Kamionek.

Otwór wejściowy do kopalni obecnie jest zabezpieczony kratą, jeszcze do niedawna można było swobodnie penetrować jej wnętrze. Nieopodal Smoczej Jamy znajduje się sztolnia Bruderschaft.

Po wspólnej fotce schodzimy

do dolnej części Kamionek, gdzie znajduje się barokowo-klasycystyczny kościół Aniołów Stróżów, wybudowany w 1792-95 r.

Po wejściu do świątyni rzuca się w oczy skromny jej wystrój, co naszym zdaniem dodaje jej tylko uroku.

Po krótkiej przerwie ruszamy w dalszą drogę. Podążamy ścieżką do Pieszyckiego potoku

Przechodzimy po pniach na drugą stronę.

Znakowana ścieżka skręca w lewo wzdłuż stromego zbocza. Zaczyna się skalna ściana Siedmiu Sówek.

Na zachód od zabudowań Kamionek w masywie Wielkiej Sowy na wysokości 460-520 m znajduje się ciekawa formacja skalna, która tworzy mur skalny o długości około 200 m.

Składa się ona z kilkunastu mniejszych i większych wychodni,

ambon, baszt czy blokowisk skalnych. U podnóża jak już wspomniałem wcześniej wiedzie znakowana ścieżka przyrodnicza. Ściany skalne porośnięte są kobiercami mchów i paproci. Nazwa skał – Siedem Sówek nawiązuje do legendy, od której nazwę wzięły nie tylko owe skały, ale całe Góry Sowie. Podanie mówi, że dawno, dawno temu, kiedy góry porastała dzika puszcza w leśnej osadzie mieszkał kmieć Wacław. Kmieć miał siedem dorodnych córek. Gdy dziewczęta dorosły, starało się o nie wielu chłopców. Jednak żaden z nich zdaniem Wacława nie był wystarczająco bogaty, aby je poślubić. Uwięzione córki zaczęły się buntować. Pewnego dnia do wsi przybył kupiec z odległych krain i dowiedziawszy się o ich losie podarował panienkom magiczną chustę. Chusta umożliwiała przemianę w dowolne zwierzę. Jednak trzecia przemiana miała być nieodwracalna. Wieczorem dziewczyny uciekły z domu. Wacław wpadł w złość, gdy dowiedział się o zniknięciu córek. Udał się do lokalnej czarownicy po pomoc. Ta za worek złota dała mu bukową gałązkę. Jej moc była podobna do tej, którą miała magiczna chusteczka jego córek. Również pozwalała na przemianę. Z jednego ze szczytów dziewczęta zobaczyły szukającego ich ojca i szybko pomachały chusteczką, zamieniając się w zające. W odpowiedzi kmieć zamienił się w jastrzębia, aby móc pochwycić je w szpony. Gdy dziewczyny zobaczyły cień skrzydeł szybko przeistoczyły się w sarny, uciekając w knieję. Wówczas rozwścieczony ojciec zakręcił gałązką i przeobraził się w wilka. Ruszył w las za córkami. Kiedy wydawało się, że już dościgał wyczerpane sarenki dziewczynki użyły chusty po raz trzeci. Zamienione w sowy ukryły się pośród leśnej gęstwiny. Ojciec wrócił do pustej chaty. Po jakimś czasie zrozumiał swoje winy i w niedługim czasie zmarł z żalu. Przemienione dziewczęta nocami siadywały na drzewie niedaleko rodzinnej chaty, a góry niosły echem po okolicy ich smutne pohukiwania. I od tej pory mieszkańcy okolicznych górskich osad zaczęli nazywać te góry Sowimi, co też pozostało do dzisiejszego dnia. A skały, gdzie kmieć po raz ostatni widział swoje córki zyskały nazwę ” Siedem Sówek”. Najlepszym porą na wycieczkę do Sówek jest jesień lub wczesna wiosna, wówczas doskonale widać skalistą grań skał.

My wchodzimy na wychodnie

i idziemy grzbietem.

Następnie delikatnie obniżamy się do leśnego duktu

i przez rozległe łąki

kierujemy się w stronę „Śpiącego Czarnego Rycerza”. Schodzimy do doliny potoku.

Tuż przy niewielkim,

aczkolwiek urokliwym wodospadzie

przechodzimy drewnianym mostkiem na drugą stronę potoku. Następnie wdrapujemy

się na przeciwległy stok

usiany wychodniami.

Jedną z nich jest wspomniany Czarny Rycerz,

który jak podaje legenda czuwał

nad bezpieczeństwem mieszkańców Kamionek ( Steinkunzendorf). Skały gnejsowe tworzą w tym miejscu charakterystyczną grań, na której przygotowane jest miejsce do odpoczynku

i tablica informacyjna.

 

Kiedyś istniał tu taras widokowy. Można było podziwiać panoramę Doliny Kamionowskiej, Pieszyce i Ślężę w oddali. Lata mijały zbocza wzgórza zarosły drzewami, które przysłoniły widoki. Teraz pozostało nam już tylko zejście do drogi  i asfaltem wracamy do Kamionek. Przyjemnie nam było z Dorotką przypomnieć sobie te dawno nie odwiedzane rejony Gór Sowich. Po drodze zachodzimy do restauracji Sowia Dolina na obiad.

Po posiłku kontynuujemy spotkanie w wilii Wilinianka.

 

W Wielkanocną niedzielę pogoda nie nastrajała na jakąkolwiek wycieczkę. Siąpiący deszcz wstrzymywał nas przed wyjściem na spacer. Ula i Jacek wrócili do rodziny świętować, a my opóźniając nasze wyjście na szlak czekaliśmy na poprawę aury. Wreszcie około południa decydujemy, że idziemy do Zygmuntówki. Maszerujemy szosą, obok hotelu „Czarny Rycerz”

do zielonych znaków. Mozolnie krok po kroku

podchodzimy pod górę i przez Rozdroże nad Kamionkami

osiągamy Przełęcz Jugowską.

Tu spotykamy się z Joanną i Tadziem, którzy z osobistych względów przyjechali na przełęcz samochodem. Wszyscy razem schodzimy do schroniska Zygmuntówka.

O schronisku pisałem już nie raz, dlatego wspomnę tylko, że po przejęciu obiektu przez nowych najemców tętni ono życiem. Cały czas coś tu się dzieje, organizowane są różnego rodzaju imprezy, koncerty, można też smacznie zjeść. Widać, że Pan Karol (kierownik schroniska) kocha góry i ludzi. Ze względu na święta, ale chyba też i pogodę niewielu turystów spotykamy w schronisku.

Uzupełniamy płyny, suszymy mokre kurtki  i ogrzewamy się przy palącym się kominku. Przed nami powrót do Kamionek przez Kalenicę. Po przyjemnościach przyszedł czas na kontynuowanie wycieczki. Po wspólnej fotce

ruszamy czerwonym szlakiem,

to sowiogórski odcinek GSS,

kierując się na Kalenicę.

Zboczem Rymarza podchodzimy do Zimnej Polany, krzyżówki szlaków i leśnych ścieżek.

Cały czas delikatnie pod górę wspinamy się na Słoneczną.

Tabliczka przymocowana do drzewa informuje nas, gdzie jesteśmy. Nieco dalej przy

szlaku pojawiają się skały,

zwane Słoneczne Skałki i Dzikie Skały.

Jest to znak, że za chwilę zdobędziemy trzeci, co do wysokości szczyt Gór Sowich, Kalenicę (964 m). Kulminację zdobi, 20 metrowa, wyremontowana, stalowa wieża widokowa,

drewniany szałas z ławkami i palenisko.

I oczywiście nieodzowna sterta śmieci. Na widoki nie mieliśmy co liczyć ze względu na pogodę,

dlatego po krótkim odpoczynku

ruszamy dalej w stronę Bielawskiej Polanki. Ten odcinek trasy, powiem bardzo delikatnie obfitował w błoto. Dziewczyny miały „ubaw”,

gdy pokonywały slalomem błotnisty szlak.

Śmiechy ich niosły się po całym lesie. Wycinka prowadzona na szeroką skalę, zwózka drewna i padający od kilu dni deszcz zrobiły swoje. I tak dochodzimy do Bielawskiej Polanki.

To kolejne skrzyżowanie, z którego odchodzi kilka leśnych ścieżek i dróg. Zmieniamy kolor znaków na niebieskie i

obniżamy

się do Przełęczy Trzy Buki.

Górską przełęcz, która stanowi, dość głęboko wcięte siodło o stromych zboczach zajmuje wiata turystyczna z paleniskiem,

charakterystyczny żółty krzyż i głaz z tabliczką.

Napis cytuje słowa śp. ks. Jerzego Popiełuszki ” Pamięci ludzi silnych, którzy zło dobrem zwyciężyli”. Ostatni etap dzisiejszej wycieczki pokonujemy za czarnymi paskami, które wiodą do Kamionek.

I tak jak ubiegłego dnia zachodzimy na zasłużony, smaczny obiad.

Następnie na pogaduchy w zaciszu Wilinianki.

 

W świąteczny poniedziałek spotykamy się w Książu z Joanną i Tadziem.

Poznaniacy ruszyli wcześniej do domu. Aura mile nas zaskoczyła. Od rana słonko przyjemnie przygrzewało, co wprawiło nas w dobry humor. Książański Park Krajobrazowy skrywa na swym terenie wiele ciekawych atrakcji min. trzy wiekowe budowle, w tym dawną siedzibę Hochbergów.

My jednak na początek nasze kroki kierujemy do Starego Książa,

który został zbudowany w latach 1794 -97 na murach średniowiecznego piastowskiego zamku z XIII w. jako romantyczne ruiny. Usytuowany jest na skalistym wzgórzu,

nad lewym brzegiem Pełcznicy, która tworzy tu malowniczy wąwóz.

Ruiny można zwiedzać tylko zewnątrz.

Dawne korytarze zostały zamurowane, a piwnice zasypane. Do naszych czasów zachowały się resztki murów zamku, kamienne ściany,

schody, dziedziniec, fragmenty kaplicy i wieży,

ostrołukowe okna i dwa portale renesansowe.

Z punku widokowego doskonale widać położony po drugie stronie rzeki zamek Książ z przylegającymi zabudowaniami.

Szkoda, że nieczynna była Ścieżka Hochbergów – szlak turystyczny, który prowadzi wąwozem Pełcznicy,

przez skalne zbocza, urwiska i wiszące mostki. Naszą wspólną wycieczkę

kończymy przy zamku Książ.

Joasia i Tadeusz poszli zwiedzać zamek,

a my z Dorotką zdobywać kolejny. Mieliśmy niewiele czasu (byliśmy umówieni na świąteczne spotkanie) dlatego wartkim krokiem maszerujemy do ruin zamku Cisy.

Często pomijany, schowany w leśnej gęstwinie, znajduje się około 3 km na zachód od zespołu zamkowo-parkowego Książa. Droga do niego jest prosta i łagodna. Wiedzie szlakiem oznaczonym kolorem zielonym, (jest to szlak Zamków Piastowskich, który swego czasu przeszliśmy) obok pomnika przyrody – Cis „Bolko”.

Wiek okazałego drzewa szacuje się na 600 lat. Po drodze mijamy kamienny krzyż,

pomnik dawnego prawa (stawiany przez zabójcę w miejscu zbrodni), a stąd już jest kilka minut do położonej u podnóża warowni polany – Doliny Czyżynki.

Polana to miejsce doskonałe do biesiadowania, co widać na fotce (obecnie, częściowo rozjechana przez ciężki sprzęt i „utopiona” w błocie). Znajduje się tu turystyczna wiata,  jest miejsce na ognisko i przymocowane do drzewa tabliczki krzyżujących się szlaków.

Można też zaparkować tu samochód i wejść na zamek w ekspresowym tempie. Podążamy dalej za zielonymi paskami, przechodzimy przez rzekę prowizorycznym mostkiem.

Sięgamy pamięcią i wspominamy z Dorotką jak pokonywaliśmy Czyżynkę w brud. Jest ułatwienie więc korzystamy i po krótkim podejściu stajemy przy moście przerzuconym nad suchą fosą.

Wchodzimy przez bramę wjazdową na teren kamiennego zamku,

wybudowanego na skalistym wzgórzu (350 m n p m) na przełomie XIII i XIV w. Pokrótce, na polecenie księcia Bolka I Świdnickiego powstała warowna, która miała strzec wschodnich kresów księstwa świdnicko-jaworskiego, oraz pobliskich traktów handlowych. Średniowieczny zamek często zmieniał właścicieli co przekładało się, że był powiększany i modernizowany. Historia jego jest burzliwa i ciekawa, godna zaznajomienia się. Nie będę jej opisywał, kogo zainteresuje to na pewno znajdzie materiały na jego temat. Obecnie Cisy stanowią trwałą ruinę,

z częściowo zachowanymi fragmentami zamku wysokiego, odcinkami XV-XVI wiecznych murów obronnych,

pozostałościami po budynkach otaczających dziedziniec. Doskonale prezentuje się też część cylindrycznego stołpu, czyli tzw. wieży ostatecznej obrony.

Tak jak pisałem wcześniej czas nas naglił, dlatego po zrobieniu kilku fotek dobrze znanej nam warowni ruszyliśmy w drogę powrotną. Idziemy czerwonym szlakiem,

następnie żółtym,

dalej duktami parku,

 

przechodzimy po kamieniach

następnie po zwalonej kłodzie

nad wijącym się Czarcim Potokiem, dalej łąką i chodnikiem do przedmieścia Wałbrzycha. Pętelkę kończymy przy palmiarni, gdzie zostawiliśmy samochód. Podsumowując Książański Park Krajobrazowy jest doskonałym miejscem, gdzie znajdą dla siebie coś ciekawego zarówno amatorzy przyrody, historii czy gór. Spotkamy tu typowo górski krajobraz z licznymi przewyższeniami i ciekawymi szlakami. Gęsty las poprzecinany licznymi ścieżkami doskonały jest na wycieczki, trekking, rowery. A potoki i płynąca skalnymi wąwozami rzeka dodaje tylko parkowi uroku. My tak na szybko przeszliśmy szlak mający dystans ponad 20 km.


Komentarz do “Świąteczne wędrowanie po Górach Sowich

  • laynn

    Właśnie kiedyś się zastanawiałem skąd nazwa Gór Sowich…i już wiem – dzięki.
    Z Wąwozu Pełcznicy niedawno widziałem już relacji i to piękne miejsce! Będąc w okolicy trzeba zajrzeć 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.